Od ponad miesiąca nie miałam dostępu do internetu ale teraz zamierzam to nadrobić. Po pierwsze od 14 sierpnia należę do grona przeszczęśliwych mamuś, gdyż w tym dniu o 18:20 przyszedł na świat mój synek Adaś. Po drugie chciałam napisać ten list do przyszłych matek o moich objawach porodu ku ich przestrodze i o tym jak mi wmawiano, że mój poród się jeszcze nie zaczął. 7 dni po terminie 2:40 w nocy: poszłam na siusiu odszedł mi czop śluzowy, ale wiadomo – czop może odejść nawet na 2 tyg przed porodem, więc ja wracam do łóżeczka. Jeszcze nie zdążyłam usnąć a tu za chwilę rozpoczęło mi rozwolnienie i zaraz po nim poczułam pierwsze bóle. O 7-mej rano bóle zaczęły się nasilać. Są już co 5-7 minut, więc jedziemy do szpitala. I co? na izbie przyjęć powiedzieli mi po badaniu KTG i ginekologicznym, że to jeszcze nie to i że żadnych skurczy nie mam a te bóle są od rozwolnienia, bo się pewnie zatrułam. Chcieli mnie odesłać do domu ale że to był 7-my dzień po terminie, to w tym szpitalu pacjentki zostawia się na patologii. No dobra przyjęli mnie. Tymczasem bóle cały czas się pogłębiają i do tego o 9-tej dochodzą torsje a oni węgielek. Kiedy w końcu z płaczem poszłam prosić o coś przeciw bólowego, to mnie wzieli na badnanie i w ten sposób okazało się, że zaczęłam rodzić i mam już 5cm rozwarcia. Na moje pytanie, jak to jest możliwe, że ani KTG ani lekarz nie zauważyli tego na izbie przyjęć powiedzieli mi że KTG skurczy krzyżowych, które ja mam nie wykazuje. Kiedy myślałam, że już wiem jak wygląda najgorsze, to w skurczach doszły mi jeszcze jakieś dziwne drgawki (jakbym była w malarii). Gdyby nie zbawienne ZO, którego początkowo chciałam uniknąć, bo należę raczej do osób odpornych na ból, to do skurczy partych nie miałabym już siły. Trzeba też było podać mi szybko 3 kroplówki na uzupełnienie płynów w organizmie. Czwartą dostałam po porodzie. Przy tym wszystkim doszła mi jeszcze gorączka, którą trzeba było zbijać antybiotykiem po porodzie. Tak to, drogie panie, skończyło się moje niby zatrucie pokarmowe. Gdy było już po wszystkim, to dopiero powiedziano mi, że jest bardzo mało kobiet, które tak jak ja reagują, ale jednak są. Tylko czy to miało pomóc mi, czy raczej im uświadomić na przyszłość, że kiedy kobieta mówi, że rodzi, tzn. że trzeba trzeba wszystko sprawdzić, że tak faktycznie jest?. Poza tym nieszczęsnym przyjęciem do szpitala (po fakcie doszłam do wniosku, że to było celowe, żebym się jeszcze pomęczyła trochę), muszę bardzo pochwalić personel szpitala na Inflanckiej. Wszyscy byli bardzo mili o pomocni. Mieliśmy wykupiony poród rodzinny i wogóle nie żałuję ani grosza. Obecność męża jest niezwykle wspierająca i potrzebna zarówno fizycznie jak i psychicznie. Jedynie mogę skrytykować wygląd szpitala i jedzenie, ale to raczej jest wadą wszystkich publicznych szpitali. Życzę wszystkim pszyszłym mamusiom szczęśliwych rozwiązań. Beata i Kochane Maleństwo –
Okazuje się, że u około 34 proc. kobiet rak piersi nie objawia się guzkami i zgrubieniami na piersiach. Tak było w przypadku Emily Lunn i Katherine Vesey. Pierwsza z nich mówi o wydzielinie
. 161 443 464 438 297 406 143 373